Stal Głowno 0:5 MKP-Boruta Zgierz (0:2)
Bramki: Wiktorowski 18', Zieliński 43', Niewiadomski 80', Ceglarz 84' i 87'
Skład Stali: Niedomagała - Suchenek, E.Ignatowski, Tomczyk ż (k), Kruk (61' An.Waśkiewicz ż) - Lech żż, cz (57') - Podedworny (46' P.Ignatowski), Kuciński, Nagański ż (46' Mospinek), Fortuna - T.Florczak
Ochłonęliśmy. Nie jest łatwo obiektywnie ocenić taki mecz, zwłaszcza jak jest się równocześnie kibicem. Dostaliśmy bolesną lekcję od liderującego Boruty, który był od nas lepszy w każdym elemencie gry i to mimo, że przez zdecydowaną większość czasu nie grali oni dobrego meczu. Była jednak jedna podstawowa różnica pomiędzy ich grą, a naszą. Oni grali przeciętnie, a my gorzej niż katastrofalnie. Ilość popełnianych błędów i niecelnych zagrań wołała o pomstę do nieba, a i taktycznie rozegraliśmy ten mecz bardzo źle. Ustawienie bardzo defensywne, z przesuniętym przed linię obrony Michałem Lechem i Damianem Podedwornym na skrzydle kompletnie nie zdało egzaminu. Jeden boisko opuścił w 57 minucie po drugiej żółtej kartce, drugi jeszcze wcześniej, bo już w przerwie wraz z Łukaszem Nagańskim zostali w szatni. W tym meczu nie udawało nam się w zasadzie nic. Wymiany kilku szybkich celnych podań można było policzyć na palcach jednej ręki, a może wystarczyłby do tego sam kciuk. Na początku wydawało się, że źle weszliśmy w ten mecz. Z czasem wrażenie to zmieniało się w opinię, że przeszliśmy obok meczu przez cały czas jego trwania. Nikt w naszym zespole nie zasłużył na wyróżnienie. Małe plusiki można postawić przy Radku Kucińskim, który przynajmniej próbował rozgrywać i oddał dwa niezłe strzały z dystansu oraz Patryku Ignatowskim, którego wejście w II połowie ożywiło naszą grę ofensywną i przez kilka początkowych minut wlało nadzieję na odwrócenie losów meczu. Czerwona kartka dla Lecha jednak mocno pokrzyżowała te plany, my odkryliśmy się w poszukiwaniu gola kontaktowego, a wzmocniło to jeszcze wejście Antka Waśkiewicza za Karola Kruka i przejście na grę trzema stoperami. Dojrzalsi w grze goście znakomicie ten fakt wykorzystali i w samej końcówce trzykrotnie nas dobili. Szkoda tego spotkania, zwłaszcza, że naprawdę wiele kibiców pojawiło się tego dnia przy Kopernika 37. Możemy tylko żałować, że obejrzeli naszą klęskę, ale spójrzmy prawdzie w oczy - w niczym nie przypominaliśmy drużyny chociażby sprzed tygodnia, gdy stoczyliśmy bardzo ciekawy bój w Pabianicach z całkiem niezłą grą w naszym wykonaniu.
Jak padały gole?:
18' Wydaje się niegroźna akcja Boruty prawą stroną boiska. Mateusz Wiktorowski uciekł Michałowi Suchenkowi, zbiegł do środka i oddał lekki, ale bardzo precyzyjny strzał zza pola karnego. Piłka przy samym słupku wpadła do naszej bramki. Gol z niczego.
43' Tym razem dośrodkowanie z lewej strony boiska i bardzo ładne złożenie się do strzału głową przez Michała Zielińskiego. Piłka ląduje w okienku bramki strzeżonej przez Kubę Niedomagałę. 0:2.
80' Piękne trafienie Rafała Niewiadomskiego. Kolejny strzał zza pola karnego, doskonałe mocne uderzenie i Niedomagała znów bez szans.
84' W obronie gramy już tylko teoretycznie. Rzut wolny dla gości, Sebastian Ceglarz stojący wraz z kolegą przy piłce rusza do przodu, szybkie rozegranie, piłka trafia pod jego nogi i 4:0. Zero krycia, nikt w tej sytuacji za Ceglarzem nie poszedł.
87' Goście się bawią, my stoimy, oni rozklepują z łatwością nasze szyki i Ceglarz strzelając do pustej bramki zdobywa swojego drugiego gola w meczu.
Taka porażka w takim meczu bardzo boli. Mogliśmy już bezpośrednio doskoczyć do lidera rozgrywek, a tymczasem odskakują nam wszyscy trzej rywale na drodze do awansu. Strata do Boruty wynosi już 7 punktów. Wydawać się może, że jak na 12 kolejek, które jeszcze zostały, nie jest to duża strata. Gorzej jak przypomnimy sobie, z jaką łatwością zgierzanie poradzili sobie z nami. Przed nami być może jeszcze ważniejsze zadanie niż starcie z Borutą, czyli wyrzucenie (i to możliwie jak najszybciej) tego meczu z pamięci. Piekielnie ważny wyjazd czeka nas teraz w sobotę, bo jedziemy do Parzęczewa. Ten mecz chyba ostatecznie odpowie nam, czy awans w tym sezonie jest w naszym zasięgu. My wierzymy, że tak.
Fot. gazeta.pl